Ten tydzień był już dla mnie łaskawszy i trochę się pozbierałam po ataku rwy kulszowej. Jednak jak już zrobiłam wszystko w domu i synek chciał ze mną porozmawiać lub szedł na ogródek z mężem się pobawić, to kładłam się i czytałam. Czytaliśmy z synkiem po raz kolejny Kubusia Puchatka (tym razem przygody pluszowego misia wydane przez firmę Disney), Samolotowo i wiersze Juliana Tuwima.
Ja sięgnęłam po:
- Michelle Obama: "Becoming: Moja historia" - ikoniczna była pierwsza dama USA.
"Poszukując latami równowagi życiowej, odkryłam, że czasami warto zmienić priorytety i przez chwilę zadbać wyłącznie o siebie".
Książka ciekawa, napisana wartko, widać temperament w każdym słowie autorki, ale też zwykłą ludzką uprzejmość, ambicję i wyrozumiałość dla innych.
- Ada Martynowska: "Przebojowa Polka w Londynie" - nie porwała mnie ta historia. Kiepsko napisana, taka nijaka i w sumie już mi się zamazuje w pamięci.
- Maria Szabłowska, Krzysztof Szewczyk: "Ludzkie gadanie" - kto nie zna tego duetu z "Wideoteki"? Bardzo przyjemna rozmowa o muzyce, rozgłośniach radiowych, sławnych ludziach, ich wspomnieniach dot. niektórych kolejnych kroków w karierze. Dobrze się czyta, rozdziały są przeplecione wywiadami z artystami. Anegdotki o imprezach, wyjazdach i modzie. Po lekturze "Radioty" świetne uzupełnienie wiedzy.
- Morris, Rene Goscinny: "Sędzia" t. 13 z serii o Lucky Luku. Tym razem Lucky Luke ma przegonić stado przez bardzo niebezpieczne miasto,w którym rządzi bezprawnie samozwańczy Sędzia. Kolejna przygoda, jak tym razem się zakończy?
- czytam jeszcze jedną książkę i sądzę, że do jutra spokojnie ją skończę, bo wciągnęłam się niesamowicie, ale ciągnie mnie też do skończenia maleńkiego haftu oraz kolejnych zawieszek. Zobaczymy, noc jest długa :)
Poza tym w tym mijającym tygodniu obserwowaliśmy jak kociaki stają się już pewniejsze siebie i zaczynają broić. Po pierwsze zmieniły miejsce swojego odpoczynku. Skrzynka, w której przebywały od początku została przez nie porzucona i zagnieździły się w piętrowym kuchennym koszyku na kółkach, który stał pusty pod szafką, bo czasem Pyśka, ich matka, tam lubi spać. Są tam koce, więc jak tylko tam doczłapały, to od razu zostały :) Nauczyły się wspinać do koszyczka wyższego i na pufy oraz fotel. Czaruś to prawdziwy czaruś, jak słyszy, że wstajemy to zaczyna chodzić po kuchni i domaga się głasków. Wszystkie kochają się wspinać po kuchennej zasłonie. Orzech włoski robi za piłkę, którą popychają łapkami. Biegają coraz pewniej i przewracają się wzajemnie. Mój syn ukochał najbardziej Szarego i tuli go co chwilę, chociaż to on jest chyba najbardziej bojaźliwy z całej trójki.
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za każdy komentarz.