sobota, 9 maja 2020

Pierwszy tydzień maja 2020


Maj zaczęłam z przytupem. Mam już kilka przeczytanych książek, w końcu doszyłam gumki do okładki-otulacza do książki dla koleżanki i gotowałam.

Gdy mieszkałam z rodzicami, nie do końca przejmowałam się posiłkami. Gdy byłam młodsza, to rodzice gotowali obiad, a śniadanie i kolację robiłam sobie mało urozmaiconą: kanapkę lub zupę mleczną. Nie zastanawiałam się, dlaczego czasami gorzej się czuję lub dostaję wysypkę na rękach.

W miarę dorastania i przygotowywania posiłków samodzielnie, szkoda mi było czasu i często kupowałam półprodukty lub fast foody. Niestety odbiło się to bardzo na moim zdrowiu.
Od kilku lat staram się rzadko kupować gotowce czy śmieciowe jedzenie i gotuję większość potraw sama (niektóre dania są popisowe męża i to on je szykuje). Jednak wiadomo, że czas nie jest z gumy i dlatego zawsze gotuję daną potrawę na kilka dni i wkładam do słoików lub mrożę. Dzięki temu gotuję tak naprawdę 2 razy w tygodniu. Tym razem zaszalałam i ugotowałam nie tylko kilka słoików gulaszu, bigosu, ale upiekłam też ciasteczka i pasztet. I byłam z siebie dumna przez moment, aż uprzytomniłam sobie, że jeszcze dla synka muszę ugotować potrawkę z ciecierzycy :)

Tak wygląda pasztet z wątróbki ze zblendowanymi skwarkami:


To otulacz-okładka na książki:


Miesiąc rozpoczęłam lekturą, po której obiecywałam sobie wiele: M.L. Stedman: "Światło między oceanami" - miało być wzruszająco i pobudzać do przemyśleń dot. jak dobrzy ludzie podejmują złe decyzje i jak to wpływa na innych. No cóż, o decyzjach było, o konsekwencjach było, ale trochę jak dla mnie mdło napisane. Nie wzruszyłam się.

Drugą lekturą była powieść młodzieżowa Aleksandra Minkowskiego: "Zakładnik szaleńca". Tu już było znacznie lepiej, nawet mogłabym rzec, że wciągnęłam się w koszmary chłopca, w wyścig o tanią energię i szantaż.

Kolejną lekturą był kryminał Marty Matyszczak: "Zło czai się na szczycie" - narrator pies Gucio, ciekawy wątek detektywistyczny, ale stanowczo za dużo o miłości, złości i robieniu czegoś na pokaz. Gdyby kilka stron-scen wyciąć, to byłoby to nawet porównywalne do pierwszych książek Chmielewskiej.

Liczę na to, że w weekend uda mi się coś uszyć i trochę odpocząć od garów :) Czego i Wam życzę.